Pasjonat szybowców i latania od 16 roku życia. Ultralekkie samoloty nie mają przed nim tajemnic. Lata nad Inowrocławiem, dotarł nawet do Szczecina. Ale nad Złotnikami nie lata. Dlaczego? O swojej podniebnej pasji i historii szybownictwa opowiedział nam Pan Janusz Biernat.
Jak
zaczęła się Pana przygoda z lotnictwem?
Moja przygoda… Za moich czasów w szkole
podstawowej wszyscy chłopcy interesowali się samochodami, ja nie za bardzo.
Były wtedy pisma dla dzieci, w których były zdjęcia techniczne, opisy
samolotów. Ja to zbierałem. Później dostałem na gwiazdkę od rodziców model radzieckiego
odrzutowca do sklejania. Do tej pory to pamiętam, co prawda nie wyszło mi to,
ale już mi zostało. Potem w wieku 16 lat, gdy poszedłem do szkoły średniej
przedstawiciele aeroklubu chodzili po
szkołach i namawiali młodzież, żeby się szkoliła na szybowcach. Na jednym
spotkaniu byłem, porozmawiałem z rodzicami, podpisali wszystkie zgody i
zacząłem w wieku 16 lat szkolić się na szybowcu.
Skąd
pomysł, żeby zbudować samolot?
Ten samolot, który
mam jest fabryczny, zaczęliśmy go budować z bratem, ale nie skończyliśmy. Mam w
tej chwili trzy egzemplarze o specyficznej konstrukcji. Nazywa się to „pchła
nieba”. Powstał on w 1934 roku. Tak jak samochód garbus był samochodem dla
ludu, tak „pchła nieba” była samolotem dla ludu. Jej konstruktor miał takie
marzenie i w latach 1934-1935 tych modeli sprzedano tysiące. Niestety model nie
był sprawdzony i zginęło 8 osób. Wówczas specjalna komisja zbadała samolot, konstruktor
przyznał, że się pomylił, poprawił to i było już bezpieczniej. Układ sterowania
„pchły” jest bardzo prosty, nawet w 1936 roku 12-letnie dziecko latało tego
typu samolotem. Konstruktor pisał, że ten samolot nie jest dla osób wyszkolonych,
tylko dla zwykłego człowieka z ulicy.
Czy
ktoś Panu pomagał przy budowie?
Budowałem z bratem, ale ten egzemplarz jest
nieskończony, osiągnęliśmy dopiero jakieś 50%. Brat mieszka obecnie w Tucholi,
dojeżdżał tu do mnie, ale z czasem nie mógł, a ja sam tego nie ciągnąłem.
Kupiłem kiedyś za śmieszne pieniądze „pchłę”, trochę polatałem, a później
uzbierałem pieniądze i pojechaliśmy do Francji kupić właśnie to cudo.
Czy
bierze Pan udział w pokazach, lotach?
Lataliśmy do Gorzowa Wielkopolskiego, gdzie
był organizowany festyn. W tym roku się nie odbył, ale wcześniej co roku był to
największy festyn cywilny w Polsce zorganizowany przez aeroklub. Tam zawsze
lataliśmy na pokazach. Na zawodach w Inowrocławiu, gdzie była kadra narodowa nie
mieliśmy szans, ale mogliśmy się uczyć od najlepszych.
Czy
uważa Pan, że miejsce zamieszkania ma wpływ na realizację takiej pasji?
W moim przypadku nie jest ono problemem, mam
blisko do aeroklubu, tylko 15 km.
Co
przedstawiają te zdjęcia?
Tutaj mam zdjęcie z Sebastianem Kawą –wielokrotnym
mistrzem świata w szybownictwie, tutaj z panią Aurelią -rekordzistką świata,
ikoną szybownictwa w Polsce. Tutaj mamy samolot z 1946 roku, który kupiłem za
śmieszne pieniądze. Był on niezdolny do latania, ale go naprawiłem. Obloty były
jednocześnie nauką pilotażu.
Kim
Pan jest z wykształcenia?
Stolarzem.
To
zupełnie niezwiązane z szybowcami…
Stolarz wykonuje drewniane konstrukcję, dzięki
temu śmigła robiłem sam. Tutaj mamy zdjęcie samolotu, który jest bardzo łatwy w
pilotażu. W Afganistanie 4 takie stoją, po 3 godzinach nauki żołnierz mógł już
spokojnie tym latać. Tu mamy panią Adelę Dankowską, pilotkę szybowcową znaną
nie tylko w Polsce, ale i na świecie.
To
kobiety też latają?
Tak, ona jako jedna z pięciu kobiet na
świecie ma medal Lilienthala, najwyższe odznaczenie szybowcowe na świecie.
Dwie kobiety w Polsce takie mają, ona jest jedną z nich.
A
samolotami też Pan latał?
To są inne uprawnienia, bo samoloty,
którymi ja latam, są ultralekkie, do 450 kg, to można powiedzieć, że jak na
prawo jazdy B1. Kiedyś też latałem na motolotniach, paralotniach, ale to nie
dla mnie.
Co
według Pana jest najtrudniejsze w budowie samolotu?
Przede wszystkim trzeba mieć samozaparcie
i kogoś, z kim się to robi.
Czy
ktoś z rodziny podziela Pana pasje?
Jedynie mój brat, który też ma licencję
samolotową, którą zrobił w Toruniu.
Od
ilu lat zajmuje się Pan samolotami?
30 lat z przerwami. Jak były pieniądze, to
zawsze w tym kierunku szły.
Czy
ktoś z gminy wie, że Pan się zajmuje lotnictwem?
Większość ludzi wie, że latam. Wójt kiedyś
chciał przeprowadzić wywiad, ale mnie to za bardzo nie interesuje.
Czyli
robi to Pan dla siebie, nie dla publiki. Ale gdyby tak młodych zainteresować to
może ktoś chwyciłby bakcyla.
Pewnie tak, tylko że to w tej chwili jest
kosztowne.
Ile
kosztuje takie szkolenie?
Teraz podstawowe szkolenie kosztuje
4000zł, a do licencji około 7000zł, licencja samolotowa to ok. 25000zł,
śmigłowcowa - 100000zł. Kiedyś lotnictwo było bardzo elitarne, zajmował się tym
człowiek z pasją, był inny program szkolenia, wydłużony, teraz wszystko
komercyjne. Program szkolenia okrojony. Nauczyć, a później rób, co chcesz.
Należy
Pan do jakiegoś związku?
Tak, do Aeroklubu Kujawskiego w
Inowrocławiu.
Dużo
jest was w tym aeroklubie?
Około 300 osób, głównie z powiatu, kilka
osób z innych części Polski, ale aktywnych członków jest tam 60-70.
Czy
ktoś w gminie oprócz Pana zajmuje się lataniem?
Pan Małek z Tarkowa, który lata na
paralotni. Był z nim był wywiad w gazecie złotnickiej. Ja też kiedyś latałem na
paralotni, ale bardzo krótko, to był taki epizod,bo to nie dla mnie, za wolne.
Jaką
prędkość rozwija Pana samolot?
Był budowany dla wojska, miał być wykorzystywany
do obserwacji, do patrolowania pożarowego. Leci 90km/h, co nie jakąś
zawrotną szybkością. Jest dobry do robienia zdjęć, bo leci wolno, więc fotograf może
wykonać sesję zdjęciową w locie, a jak leci 150km/h to nie zdąży wszystkiego
złapać.
Takimi
szybszymi też Pan latał?
Tak, ale jako pasażer. Znajomy ze Świecia
ma samolot, który leci 200km/h, a kosztuje 350 tys. zł.
Ile
czasu poświęca Pan swojej pasji?
Dużo. Teraz, jesienią i zimą, mogę posiedzieć
nad tym, a latem - praca, gospodarka. Ale zawsze tak planuję, żeby na pokazy wylecieć
w piątek i w niedzielę wrócić.
A lata Pan nad naszą okolicą?
Tak. Poza tym kiedyś byłem nawet w Szczecinie. Powiedzmy,
że samolot leci 100km/h ale względem powietrza, a kiedy mamy pod wiatr, a wiatr
wieje 30km/h, to lecimy 70km/h. Tak więc do Szczecina leciałem 4,5h, a ze
Szczecina 2h 40min., taka różnica.
A
jaką pojemność zbiornika ma Pana samolot?
48l. Wystarcza na jakieś 4h lotu.
A
Pana mama na przykład kiedyś leciała?
Nie, nigdy. Staram się nad Złotnikami nie
przelatywać, bo rodzice się denerwują, gdyż już kilka przygód miałem.
Wypadki?
Nic mi się nie stało, gorzej ze sprzętem. Gdy pojawiły się pierwsze motolotnie, ludzie się jeszcze nie
znali na tym, nie było jeszcze przepisów, każdy latał jak chciał. Kiedyś kupiłem
gdzieś motolotnię, okazało, że to była samoróbka, ale latała. Nie było czasu
jechać z nią na łąki, więc za domem niedaleko linii kolejowej jeździłem sobie w
jedną i drugą stronę. Dodałem gazu, kółko
się oderwało, panika, bo tory przede mną, na dwóch metrach chciałem zrobić zakręt i zahaczyłem skrzydłem o ziemię.
A
drugi raz?
Chory kolega dał mi samolot do oblatania. Nie
chciałem, mówiłem, że jak wyzdrowieje to sam sobie polata, ale w końcu dałem
się namówić. Miał trochę źle zaklinowany silnik, jak się dodało gazu, to silnik
się skręcał. Dodałem gazu, coś tam się źle połączyło i koła odpadły. Musiałem
lądować bez kół.
Ile
lat ma najmłodsza osoba w aeroklubie?
W aeroklubie jest młodzież od 16 roku życia. Chyba, że jest to sekcja
modelarska, bo w niej już od 10 lat można uczestniczyć.
A
najstarsza osoba?
Najstarsza ma ponad 80 lat, bo jest tam też sekcja seniorów.
Czy
z lataniem jest tak, że jak już ktoś chwyci bakcyla, to ciężko się od tego
oderwać?
Tak, oczywiście, to jest jak z
uzależnieniem, tyle, że bardziej na sportowo.
W
Polsce produkuje się ultralekkie samoloty?
P: Tak, jest parę firm, które się tym
zajmują.
Ile
taki nowy samolot kosztuje?
Od 150 tys. zł wzwyż, sam silnik kosztuje 40 tys.zł.
A
jakie paliwo?
Benzyna samochodowa, ultralekkie nie
wymagają lotniczych paliw.
W
naszym województwie dużo jest takich aeroklubów?
Trochę ich jest, zwłaszcza w większych miastach.
Dowiedzieliśmy
się bardzo dużo na temat Pańskiej pasji i jesteśmy bardzo wdzięczni, że znalazł
Pan dla nas trochę czasu. Bardzo dziękujemy!
Ja również bardzo dziękuję.
Zdjęcia "pchły" pochodzą z prywatnego archiwum Pana Janusza Biernata. Zostały zamieszczone za jego zgodą. Bardzo dziękujemy za ich udostępnienie.
Wywiad prowadzili: Agata, Kuba, Weronika
Transkrypcja: Agata