poniedziałek, 16 lutego 2015

Fest

13 lutego zorganizowaliśmy drugie spotkanie w ramach projektu "Pasje, bziki czyli Złotnicki Media Team". W spotkaniu wzięli udział uczestnicy projektu oraz opiekunki pani Pikora i pani Kostecka. W miłej "tłustoczwartkowo" - walentynkowej atmosferze opowiedzieliśmy o dokonaniach poszczególnych grup, wymieniliśmy się uwagami i spostrzeżeniami oraz omówiliśmy plany na najbliższe spotkania. Z okazji Tłustego Czwartek raczyliśmy się przepysznymi pączkami z dżemem oraz toffi. Spotkanie przebiegło bez żadnych nieporozumień. Po zakończeniu, wszyscy udaliśmy się na dyskotekę i było fantastycznie.

Wiktoria

Gmina w pigułce

"Gmina w pigułce" to pierwsza z trzech imprez, które zaplanowaliśmy w ramach projektu "Pasje, bziki...".   Grupa ds. promocji i reklamy dołożyła wszelkich starań, aby wszystko się udało. W turnieju sprawdzającym wiedzę mieszkańców na temat naszej gminy udział brały trzy grupy wiekowe: uczniowie ze szkoły podstawowej, młodzież gimnazjalna oraz seniorzy, uczestnicy projektu " Łączymy pokolenia" czyli młodzież 55+. W każdej konkurencji startowały najczęściej 3-osobowe drużyny "mieszane", tzn. złożone z przedstawicieli różnych grup wiekowych. Zorganizowaliśmy kilka konkurencji. Jako pierwsze były puzzle (uczestnicy układali mapę gminy), następnie rebusy (każda drużyna musiała odgadnąć nazwę miejscowości), potem wykreślanka (różne typy: 20 ulic, sklepów i miejscowości). Przedostatnią konkurencją była krzyżówka - każda drużyna musiała jak najszybciej rozwiązać jej hasło. Na końcu odbył się dobrze wszystkim znany z telewizji turniej "Jeden z dziesięciu". Do rywalizacji stanęły po 3 osoby ze wszystkich grup wiekowych oraz jako dziesiąty uczestnik - wicedyrektor gimnazjum - P.  Robert Mikołajczyk. Ostatecznie z każdej grupy wiekowej wygrała jedna osoba. Zaprosiliśmy także Pana Grzegorza Weber, który opowiedział nam o swoich pasjach związanych z gminą. Na koniec imprezy Prezes Stowarzyszenia "Równe Szanse", a jednocześnie koordynator "Pasji, bzików..." Pani Agnieszka Kostecka wręczyła nagrodę Michałowi Babralowi, autorowi logo naszego projektu.

Natalia

czwartek, 12 lutego 2015

Wywiad z Panią Iwoną Szczepańską


Miała śpiewać w Zespole Pieśni i Tańca "Mazowsze". W szkole muzycznej grała na różnych instrumentach, na studiach zdała egzamin z dyrygentury. Z Zespołem Pieśni Dawnej zjeździła Europę. Pani Iwona Szczepańska, kierownik artystyczny zespołu śpiewaczego "Złotniczanki" i chórzystka inowrocławskiego chóru ProArte, opowiada o swojej przygodzie z muzyką.

Monika : Kiedy zaczęła się Pani przygoda z muzyką i kiedy odkryła Pani w sobie talent?

Pani Iwona: W zasadzie talent we mnie odkryła moja mama, która stwierdziła, że mam poczucie rytmu i mogłabym pójść do szkoły muzycznej. Kiedy miałam 8 lat wybrała się ze mną do tej szkoły. Znajdowała się ona w Inowrocławiu. Najpierw musiałam zdać egzamin. Nie wyglądał on tak jak teraz. Weszłam do gabinetu dyrektora, którym był wtedy Witold Kocikowski, i właśnie on stwierdził, że z takim słuchem jaki mam, powinnam się znaleźć w klasie skrzypiec. Tak rozpoczęła się moja edukacja właśnie w klasie skrzypiec. Teraz szkoła muzyczna podstawowa trwa 6 lat, wtedy był to siedmioletni cykl nauczania. Będąc w pierwszej klasie liceum obroniłam dyplom w klasie skrzypiec, i takie były początki.

Na jakich instrumentach pani grała, oprócz skrzypiec?

Dodatkowy był fortepian, a potem na studiach miałam zajęcia, na których przez rok graliśmy na fletach prostych i na gitarze klasycznej.

Ciężko było opanować to wszystko?

Zajęcia z fletu prostego chyba były ciekawsze, ponieważ umiem grać do tej pory. Nie pamiętam jednak wszystkich chwytów, natomiast jeżeli chodzi o gitarę klasyczną, to zadziałało u mnie na zasadzie zakuć, zdać i zapomnieć. Pamiętam tylko parę chwytów, nie wiem jak to się stało, ale po prostu wyparowało.

Od wielu lat jest Pani kierownikiem zespołu Złotniczanki. Jak zaczęła się Pani przygoda z tym zespołem?

Na początku nie wyglądało to tak różowo. W 1983 roku po studiach zaczęłam pracować jako nauczyciel wychowania muzycznego w Szkole Podstawowej w Złotnikach Kujawskich. Tutaj, gdzie mieści się teraz nasze Gimnazjum był Gminny Dom Kultury, i po kilku latach pracy w szkole podstawowej zaproponowano mi, żebym poprowadziła zespół śpiewaczy Złotniczanki. Powiem szczerze, że nie miałam zupełnie ochoty. Słyszałam różne opinie na temat tego zespołu. Ale potem, obok pracy w szkole podstawowej, zaczęłam pracować także w GOK-u i już nie miałam wyjścia. Zaczęłam pracować ze Złotniczankami. To była ciężka praca, ponieważ inaczej pracuje się z młodzieżą, a inaczej z osobami dorosłymi, które mają swoje racje. Tak zaczęła się moja przygoda z tym zespołem. Potem przez jakiś czas nie prowadziłam go z różnych powodów osobistych. 

Złotniczanki i młodzież realizująca projekt "Łączymy pokolenia" (arch. Stowarzyszenia)
Czyli zainteresowanie muzyką ludową pojawiło się w trakcie tej pracy, tak?

Może nie do końca. Ja, kończąc studia w 1983 roku, miałam zasilić szeregi Zespołu Pieśni i Tańca „Mazowsze”, ale tak się potoczyło moje życie osobiste, że musiałam z tego zrezygnować. Szukałam pracy, dostałam ją tutaj w Złotnikach. Moja mama miała również śpiewać i tańczyć w Mazowszu. Tadeusz Sygietyński, założyciel Mazowsza, jeździł po wsiach i  zachęcał młodych utalentowanych ludzi do wstąpienia do zespołu. Sam wybrał moją mamę, niestety ona nie mogła z powodów osobistych zasilić tego zespołu. I tak się stało, że ja miałam ją zastąpić. Jednak nic z tego nie wyszło, i potem ta miłość do folkloru zgasła. A teraz na nowo się obudziła, że się tak wyrażę.

Wiemy, że śpiewa Pani również w zespole ProArte w Inowrocławiu, ponieważ niektórzy z nas mieli okazję uczestniczyć w koncercie. Czy może nam Pani o tym opowiedzieć?

To nie był tylko zespół ProArte, bo to jest już jakby końcówka mojej działalności artystycznej. Najwspanialsze wspomnienia mam z Zespołem Pieśni Dawnej, w którym śpiewałam od czasu rozpoczęcia studiów, czyli od 1979 do 1983. Kiedy skończyłam studia, jeszcze 3 lata pracując w szkole podstawowej dojeżdżałam na próby. To były piękne czasy, ponieważ w Instytucie Wychowania Muzycznego nauczyłam się śpiewać emisyjnie. Miałam zajęcia z emisji głosu ze wspaniałymi profesorami miedzy innymi z panem Wojciechem Pośpiechem. Zespół Pieśni Dawnej prowadził Jan Lach, bardzo fajny człowiek. Śpiewaliśmy pieśni z renesansu i baroku. To sprawiało mi ogromną przyjemność, właśnie śpiewanie muzyki dawnej najbardziej lubiłam. Skończyłam studia, wyszłam za mąż, przestałam już jeździć na próby i tak to wszystko się skończyło. 10 lat temu, może 12, moja koleżanka, z którą byłam na jednym roku studiów, a która jest prezesem Inowrocławskiego Towarzystwa Muzycznego ProArte, powiedziałam mi: „Słuchaj, jest u nas taki zespół wokalny, dobrze by było żebyś pośpiewała tutaj”. No i tak to się zaczęło. Próby są raz w tygodniu. Czy sprawia mi to przyjemność? Na pewno tak, ale charakter muzyki, którą śpiewamy, niestety różni się od tych, które śpiewaliśmy w Zespole Pieśni Dawnej.

Z jakich osiągnięć chóru ProArte i Złotniczanek jest Pani najbardziej zadowolona?

Jeżeli chodzi o osiągnięcia ProArte, to nie bierzemy udziału w konkursach. Były jednak takie wydarzenia muzyczne, gdzie śpiewaliśmy Requiem Mozarta razem z chorem toruńskim Astrolabium i z orkiestrą. To na pewno było największym przeżyciem. Requiem Mozarta jest niesamowitym utworem i śpiewać ten utwór to ogromna przyjemność. Natomiast jeżeli chodzi o Złotniczanki, to nieskromnie powiem, że co roku bierzemy udział w rożnego rodzaju konkursach. Jest różnie raz jest pierwsze miejsce,  raz drugie, czasem trzecie, a czasami w ogóle. Aczkolwiek uważam ze zespół się rozwija. Dołączyła do nas Sylwia Pałyga, ubiegłoroczna absolwentka gimnazjum, co też pozwala wzbogacić repertuar, ponieważ nie wszystkie piosenki mogą śpiewać mężatki. Jeżeli tekst dotyczy historii panny, to musi to zaśpiewać młoda dziewczyna. Bardzo się cieszę, że co roku bierzemy udział w wojewódzkim konkursie w Ciechocinku. Zawsze jesteśmy docenieni i zarówno pierwsze miejsce, jak i drugie czy też trzecie są dla mnie ważne, dlatego że tam w jury są profesjonaliści, którzy znają się na swojej pracy.

W jakich ciekawych miejscach Pani występowała?

Najbardziej ciekawe miejsca, w których występowałam to były czasy Zespołu Pieśni Dawnej,  czyli lata 1979-1986. To był stan wojenny i byliśmy bardzo dziwnie postrzegani np. w Danii. W gazecie duńskiej na zdjęciach pokazano nas, czyli chór z WSP (Wyższa Szkoła Pedagogiczna – przyp. red.) w Bydgoszczy i czołgi. Oni nie wiedzieli, co to jest stan wojenny, pokazali to tak, jakby w Polsce była wojna. Zdziwili się, że chór przyjeżdża z państwa, w którym panuje wojna. Przez lata śpiewania w Zespole Pieśni Dawnej byłam kilkakrotnie w Czechosłowacji, kilkakrotnie na Węgrzech, w Bułgarii, w Rumunii, w Danii, w NRD. Był to najlepszy okres koncertowy, ale śpiewaliśmy też w pięknych miejscach w Polsce, np. we Wrocławiu w Auli Leopoldina, w opactwie w Tyńcu na konkursie organowym. Co ciekawe, śpiewaliśmy na Światowym Zjeździe Esperantystów w Budapeszcie. Nie pamiętam, który to był rok, jeszcze wtedy studiowałam i śpiewałam solo przed ogromną publicznością. To było dla mnie niesamowite przeżycie, bo śpiewaliśmy w Nepstadion (dawna nazwa Stadionu im. Ferenca Puskasa, największej gwiazdy węgierskiej piłki nożnej lat 40 i 50 XX w.) mieszczącym ogromną ilość słuchaczy.

Czy trudno jest połączyć wszystko, tzn. pracę w szkole, Złotniczanki i zespół ProArte?

Daję radę. Złotniczanki mam 2 razy w tygodniu, raz w tygodniu mam próby zespołu ProArte. Moja córka Paulina ma już swoją rodzinę, nie obarcza mnie zbyt często moją wnuczką, aczkolwiek bardzo chętnie bywam u niej, no i się wtedy razem bawimy.

Czy mimo tak dużego doświadczenia miewa Pani jeszcze tremę?

Ja mam tremę przez cały czas. Mało tego, im jestem starsza, tym jest ona większa. To ciekawe, bo gdy studiowałam, nasi profesorowie wpajali nam, że jesteśmy fachowcami, znamy się na wszystkim. Gdy poszłam do pracy w szkole podstawowej, powiedziałam sobie: „kto mi podskoczy?” mówiąc kolokwialnie. „Znam się na wszystkim, jestem geniusz” - i stresu nie było. Ale teraz jest on coraz większy. Jestem coraz starsza, mam coraz większy dystans do swojej pracy, jestem coraz bardziej krytyczna. Jeżeli chodzi o moją pracę to jeśli mam coś robić byle jak, to wolę nie robić wcale. Nie zabieram się za to, a jak już się za coś zabiorę, to musi to być w miarę dobrze wykonane.

A czy było kiedyś tak, że strach nie pozwolił Pani wystąpić?
Nie. Zawsze parłam do przodu jak kuna. (śmiech)

Prowadzi Pani zespół wokalny w gimnazjum, więc pracuje Pani również z młodzieżą. Złotniczanki to w większości seniorzy. Praca z którą grupą wiekową jest trudniejsza?

Powiem tak: praca ze Złotniczankami jest trudniejsza, ponieważ to są już panie dojrzałe i panowie, którzy mają swoje zdanie. Ale słuchają mnie, nie mogę powiedzieć, że nie. Mam nawet taki przydomek „Generał” albo „Major” w zależności od konkursu. Jak się spotykamy z innymi zespołami to mówią „Ale was wyćwiczyła! Jak żołnierzy”. I stąd ten przydomek.

A praca z którą grupą wiekową daje większą satysfakcję?
Tego w zasadzie nie można porównać, dlatego że to są dwie różne płaszczyzny. Złotniczanki to są inni odbiorcy i zespół wokalny też inni, więc satysfakcję mam i z jednej, i z drugiej grupy.

Czy uważa Pani, że miejsce zamieszkania ma wpływ na rozwój i pielęgnowanie pasji?  Jak było w Pani przypadku?

Jeżeli ktoś chce się zaangażować w życie kulturalne, to może zrobić to wszędzie. Obojętnie czy mieszka na wsi, czy w mieście. Nie ma to najmniejszego znaczenia, liczą się tylko chęci. 

A bariery typu odległość? Wiadomo, że na wsi  nie ma miejsc związanych z kulturą, nie ma teatrów, filharmonii, nie ma koncertów. Czy w Pani przypadku odegrało to jakąś rolę?

To nie miało znaczenia, bo jak skończyłam studia jeszcze 3 lata dojeżdżałam na próby Zespołu Pieśni Dawnej i jeździłam na koncerty. Nie miałam wtedy samochodu, więc jeździłam pociągami, autobusami, i nie miało to znaczenia. Teraz to jest jeszcze mniejszy problem, bo mam samochód.

Czy rodzina podziela Pani pasje?

Moja mama na pewno, ojciec oczywiście jest szczęśliwy, zadowolony i dumny, zresztą jak każdy ojciec. Moja córka jest bardziej powściągliwa.

Bardzo dziękujemy za rozmowę. 

(Wywiad przeprowadziła Monika i Weronika. Opracowanie tekstu: Agata i Julia)

poniedziałek, 9 lutego 2015

Lutowy wywiad już za nami

Dziś, u progu wyczekiwanej przez wszystkich przerwy zimowej, przeprowadziliśmy kolejny wywiad z Pasjonatem z naszej gminy. Tym razem nasze zaproszenie przyjął Krzysiu Skonieczka, absolwent złotnickiego gimnazjum, uczeń i wychowanek Pani Magdy :-), absolwent Państwowej Szkoły Muzycznej w Inowrocławiu, multiinstrumentalista, który, idąc w ślady Pradziadka i Taty, szczególnie upodobał sobie akordeon. Nieobce są mu również keyboard, gitara, a ostatnio także saksofon. Opowiedział nam o początkach swojej muzycznej przygody, wzlotach i upadkach, swoich osiągnięciach i planach, które wiąże z muzykowaniem. Mieliśmy okazję obejrzeć dyplomy z konkursów, a także zdjęcia z koncertów kwintetu akordeonowego, z którym zdobywał laury, jak również z mniej oficjalnych imprez, podczas których swoim graniem bawił i porywał do tańca. Zafundował nam mały występ, podczas którego posłuchaliśmy nietypowej składanki, gdzie obok biesiadnych szlagierów usłyszeliśmy lirycznego walca z "Nocy i dni", Lady Gagę, popularną Nossę M. Telo, i ... Toccatę i fugę J. S. Bacha. 


 

(Zdjęcie pochodzi z prywatnego archiwum Krzysia, filmy nagrane przez Magdę)

Zimowy rajd

Pewnego pięknego zimowego dnia, mimo przeziębień dziesiątkujących młodzież (również projektową) i brzydkiej pogody, silna grupa pod wezwaniem Pana Mariusza odbyła kolejny rajd rekonesansowy po gminie, który ma pomóc wytyczyć trasę ścieżki turystycznej. Planujemy, że będzie ona wiodła od Helenowa, przez Tuczno, Leszcze, Jordanowo, Lisew Kościelne, Będzitowo, Palczyn, Rucewko, Rucewo, Gniewkówiec, Kobeliniki aż do Złotniczek. Na szlaku znajdą się zabytkowe dworki polskie lub pozostałości po okupacji niemieckiej. Rajd odbył się on dzięki zaangażowaniu rodziców naszych rówieśników z sekcji technicznej. Wyprawa rozpoczęła się w Tucznie, gdzie będzie znajdowała się tablica upamiętniająca ten rajd, jak i cały projekt.

Maja K.






czwartek, 5 lutego 2015

Wykładzina już leży

W naszym pomieszczeniu już jest położona wykładzina, która jest naprawdę ładna. Rodzice naszego kolegi Kuby pomogli nam dostarczyć ją do naszej szkoły, a rodzice Weroniki dostarczyli nam palety. Za to jesteśmy im bardzo wdzięczni. Cieszymy się, że już mamy wykładzinę położoną i nasze pomieszczenie nabiera kolorów.
Magda B.