środa, 29 października 2014

W Planetarium

Zainspirowani pasją Pana Andrzeja, z którym wywiad niedawno przeprowadziliśmy, w środę, 29 października, wybraliśmy się do Planetarium w Toruniu. Wyjechaliśmy o 13.00 spod naszego gimnazjum, a na 14 mieliśmy zarezerwowane bilety na spektakl „Makrokosmos”. Obejrzeliśmy film o odległościach w kosmosie, kolejnych planetach Układu Słonecznego i innych ciałach niebieskich krążących we wszechświecie. Po skończonym seansie wybraliśmy się na wystawę interaktywną Geodium, poświęconą planecie Ziemi, gdzie zobaczyliśmy ciekawe instalacje, jak np. wybuchający wulkan czy lodowiec. Na stanowiskach i urządzeniach interaktywnych mogliśmy samodzielnie poeksperymentować, na przykład bawiąc się przy symulatorze energii odnawialnej. Następnie, podczas krótkiego spaceru po toruńskiej Starówce spotkaliśmy Kopernika, którego zaprosiliśmy do wspólnego zdjęcia. Stamtąd wyruszyliśmy na poszukiwanie fajnego miejsca na posiłek i regenerację. Później wsiedliśmy do autobusu i ruszyliśmy do domu. 
Julia D.

wtorek, 28 października 2014

Rajd po Złotnikach

We wtorek, 28 października, grupa techniczna wraz z Panem Mariuszem Kopydłowskim wybrała się na pieszy rajd po drogach i bezdrożach Złotnik Kujawskich. Przeszliśmy ulicami naszej miejscowości, aby zebrać informacje dotyczące rozmieszczenia ważnych budynków. Będą nam one potrzebne do zrobienia makiety naszej gminy. Przy okazji dobrze się bawiliśmy i dowiedzieliśmy wielu ciekawych, o których nie mieliśmy pojęcia.

Julia D.




Gwiazdy i muzyka...

W poniedziałek, 27 października, Agata i Weronika z sekcji dziennikarskiej przeprowadziły wywiad z Panem Andrzejem Puc, który dotyczył jego pasji, którymi są astronomia i muzyka klasyczna. Nasz Gość przedstawił nam program Stellarium, dzięki któremu możemy obserwować niebo nie wychodząc z domu. Opowiedział o gwiazdach i kosmosie, przedstawił niezbyt optymistyczną wizję przyszłości wszechświata związaną z zamienieniem się Słońca w „czerwonego olbrzyma”, który pochłonie kilka najbliższych sobie planet, w tym Ziemię. Ale to na szczęście za kilkanaście miliardów lat. Wcześniej zaś (bo za parę miliardów lat) grozi naszej galaktyce zderzenie z Wielką Andromedą. Następnie zaprezentował nam swoją kolekcję płyt z muzyką bliską jego życiu, czyli muzyką klasyczną. Dowiedzieliśmy się też, jak zaczęła się historia Pana Andrzeja z tymi dwiema dziedzinami. 
Wojtek S.

niedziela, 26 października 2014

Kolejny wywiad umówiony!

W środę, 22 października, po raz kolejny spotkała się sekcja dziennikarska. Agata umówiła nas telefonicznie na kolejny wywiad z pasjonatem astronomii i muzyki klasycznej - Panem Andrzejem Puc, który przyjął nasze zaproszenie. Następnie rozdzieliłyśmy między siebie zadania na najbliższe dni: Julia (czyli ja) - relacja ze spotkania wraz ze zdjęciem, Weronika - pilotowanie kolejnego wywiadu, tym razem z Kacprem, który trenuje karate oraz zbieranie relacji i zdjęć ze spotkań sekcji promocji i reklamy; Magda - przekazywanie relacji i zdjęć ze spotkań sekcji technicznej; Monika i Agata - przeprowadzenie kolejnego wywiadu. Po przydzieleniu zadań ułożyłyśmy bazę pytań na spotkanie z naszym Gościem.
Julia D.

środa, 22 października 2014

Napisali o nas :-)

Po zeszłotygodniowej wizycie w bydgoskiej redakcji Gazety Pomorskiej we wtorkowym numerze, a dokładniej w dodatku Junior, ukazał się artykuł o nas autorstwa Ewy Abramczyk - Boguszewskiej okraszony zdjęciem.

wtorek, 21 października 2014

Świetna zabawa z Panem Bartkiem - ekspertem od fotografii

W poniedziałek, 20 października, grupa do spraw promocji i reklamy uczestniczyła w spotkaniu z fotografem, Panem Bartoszem Sudakiem. Jest on profesjonalistą i zajmuje się głównie fotografią ślubną. Obejrzeliśmy prezentację jego zdjęć oraz wysłuchaliśmy porad dotyczących wykonywania ciekawych fotografii. Następnie wykorzystaliśmy nowe wiadomości w praktyce. Świetnie się bawiłyśmy fotografując siebie nawzajem. Podczas sesji wcielałyśmy się w profesjonalne modelki, pozowałyśmy, a przy tym wygłupiałyśmy się, mimo niesprzyjającej pogody. Najlepsze i najważniejsze było to, że dzięki spotkaniu z Panem Bartkiem możemy robić lepsze i ciekawsze zdjęcia - wiemy, na co zwracać uwagę i co ma największe znaczenie przy fotografowaniu.
Natalia Ż.

poniedziałek, 20 października 2014

Młodzi technicy na zakupach

Remontowcy, wraz z Panem Mariuszem, dokonali dziś (poniedziałek, 20 października) w specjalistycznym sklepie niecodziennych zakupów. Biała gładź szpachlowa, emulsja gruntująca, farba biała matowa akrylowa... nie brzmi to może zbyt sympatycznie, ani zachęcająco. Tym bardziej, że towarzyszył temu papier ścierny, siatka szlifierska, taśma zabezpieczająca i wałki malarskie. Dla niewtajemniczonych - dziwne.  Ale nie dla ekipy remontowej, która zakupem tychże, zainicjowała kolejny etap prac remontowych.  Ich celem jest zaadaptowanie pomieszczenia do spotkań naszej grupy projektowej. Droga ku temu jeszcze długa, ale małymi kroczkami i wspólnym sumptem damy radę. Stara farba już usunięta, teraz przygotowania do malowania ścian. Trzeba położyć gładź i wyrównać powierzchnię. Będzie się...kurzyło!

Do czego to służy?




Który pędzel wybieramy?

czwartek, 16 października 2014

Wizyta w redakcji Gazety Pomorskiej


Przed siedzibą redakcji
 Dnia 15.10 (w środę) sekcja dziennikarska wraz z p.Madzią Pikorą wybrała się do Gazety Pomorskiej do Bydgoszczy. Po redakcji oprowadzała nas  pani redaktor Ewa Abramczyk-Boguszewska. Na początku mieliśmy spotkanie z panią zajmującą się marketingiem, która opowiedziała o projekcie Junior Media i pokazała nam ciekawy program do tworzenia gazety. Poinformowała nas również, że w każdy wtorek ukazuje się dodatek do gazety o młodych dziennikarzach. Każdy z nas otrzymał notes, długopis oraz smycz do kluczy. Później pani zaprowadziła nas do ,,newsroom'u'' - serca redakcji, gdzie dzieją się najważniejsze rzeczy związane ze zbieraniem materiałów, gdzie pracują m.in. wydawcy odpowiedzialni za to, co znajdzie się następnego dnia w numerze.
Redaktor Ewa Abramczyk-Boguszewska
Pan Tomasz Dereszyński opowiedział nam o pracy dziennikarza i wydawaniu gazety, o kolegiach redakcyjnych i etapach tworzenia kolejnych numerów gazety. Popatrzyliśmy również na pracę działu on-line, który obsługuje witrynę internetową Pomorskiej i aktualizuje wydarzenia. Redaktorzy mają bardzo dużo pracy. Dowiedzieliśmy się wielu ciekawych rzeczy, a wyjazd oczywiście upamiętniliśmy grupowym zdjęciem, które wykonał nie tylko nasz projektowy fotograf - Kuba, ale również profesjonalista - fotoreporter z Gazety Pomorskiej.


Weronika S.

wtorek, 14 października 2014

Plener fotograficzny w Lubostroniu

Jesień w Lubostroniu

13 października sekcja promocji i reklamy pod opieką Pani Kasi Pietrzak, wyjechała na plener fotograficzny do zespołu parkowo-pałacowego w Lubostroniu. Zdjęcia już wkrótce na naszym blogu, a oto relacje uczestniczek:

Było bardzo ciekawie, pogoda nam dopisała, a widoki były bardzo piękne. Każdy z nas mógł robić zdjęcia, co według mnie było dobrym pomysłem, bo na przykład ja bardzo lubię robić fotografować lustrzankami. Każdy próbował właściwie ustawiać aparat tak, żeby można było robić zdjęcia pilotem i następnie pstrykaliśmy fotki. Było dosyć śmiesznie, bo czasami aparat nie łapał promieni z pilota i nie mogliśmy przestać się z tego śmiać. Szkoda, że plener trwał tak krótko, ale było warto pojechać. Już nie mogę się doczekać następnego wyjazdu. 
Natalia P.

Bawiliśmy się świetnie, było przebojowo i ćwiczyliśmy robienie zdjęć. Mieliśmy dużo wspólnych fotek, które robił Kuba Zygmunt, nasz fotograf.  Każdy dobrze się bawił.
Marzena K.


Na wyjeździe do Lubostronia nie tylko spędziliśmy miło czas, ale również dowiedzieliśmy się, jak fotografować, aby ukazać prawdziwe piękno danego miejsca. Fotografowaliśmy również siebie nawzajem, aby mieć nową profilówkę na Facebooka.  
Kinga D.





Pojechaliśmy niewielką grupą: uczestnicy sekcji promocji i reklamy pod opieką Pani Katarzyny Pietrzak. W pięknych barwach jesieni została przeprowadzona sesja zdjęciowa. Każdy z uczestników pleneru uczył się posługiwać sprzętem fotograficznym. Kuba został mianowany profesjonalnym fotografem sekcji. Myślę, że wszyscy byli zadowoleni z wyjazdu.
Alicja M.

Ekipa remontowa w akcji!

Zaczęliśmy remont pomieszczenia, w którym już wkrótce będziemy się spotykać i tworzyć makietę.

Instruktaż Głównego Technika



Julka daje z siebie wszystko

Magda

Trochę za dużo zdrapała

Pierwszy etap za nami

Rozgryzamy dyktafon

Na kolejnym spotkaniu sekcji dziennikarsko-medialnej ustaliłyśmy plan dalszych działań w październiku. Omówiłyśmy wyjazd do redakcji Gazety Pomorskiej, który zaplanowany jest na środę 15 października. Czekamy na ostateczne potwierdzenie godziny przez asystentkę redaktora naczelnego. Ustaliłyśmy osoby odpowiedzialne za umówienie spotkania z kolejnym pasjonatem oraz za zbieranie relacji i zdjęć z zajęć każdej sekcji. Następnie wypróbowałyśmy dyktafon i wszystkie dostępne funkcje. Zabawa była przednia. Z niecierpliwością czekamy na kolejny wywiad, aby go użyć zgodnie z przeznaczeniem :-)

piątek, 10 października 2014

Sekcja młodego technika

Naszym zdaniem zajęcia młodego technika były bardzo ciekawe. Wspólnie zastanawialiśmy się nad urządzaniem pomieszczenia, które stanie się miejscem spotkań naszej grupy projektowej. Tam też będzie będziemy pracować nad makietą gminy Złotniki Kujawskie. Planowaliśmy kolor ścian, dobór mebli oraz wykładziny. Pomysłów było mnóstwo, ciekawe ile uda nam się zrealizować. Wierzymy, że to pomieszczenie wyjdzie nam super!

Julia S. i Alicja L.

Sekcja promocji i reklamy

Pierwszym działaniem sekcji było ogłoszenie konkursu na logo projektu "Pasje, bziki czyli Złotnicki Media Team". Następnie wyszukaliśmy odpowiadający naszym oczekiwaniom aparat fotograficzny, który będzie wykorzystywany do działań poszczególnych sekcji. Znaleźliśmy najkorzystniejszą ofertę cenową i po ostatecznej akceptacji parametrów złożyliśmy zamówienie. Z niecierpliwością oczekiwaliśmy na przesyłkę. Wreszcie nadeszła.
Walczymy z kartonem
Już za chwilę zobaczymy go w realu!
Mamy go!

Weszła tak wysoko, że miała chmury pod nogami


 
Rozmowa z Aliną Puc ze Stowarzyszenia na    Rzecz Środowiska Lokalnego Gminy Złotniki Kujawskie "Równe Szanse",  nauczycielką matematyki w gimnazjum.  



- Pamięta Pani swój pierwszy raz w górach?
  -Miałam dwanaście, może 13 lat, gdy pojechaliśmy z rodzicami do Zakopanego. Głównym celem naszej podróży nie były jednak góry, a zakupy kożuchów. Takie to były czasy, że jeździło się do stolicy Tatr po kożuchy. Wycieczka była więc typowo komercyjna.  

- Naprawdę zaskakująco zaczyna się przygoda, która po latach będzie miała mrożący krew w żyłach finał pod Mont Blanc. Wtedy z rodzicami, przy okazji udanych zakupów, zaliczyliście jakiś szczyt w Tatrach?

- Wjechaliśmy na Kasprowy i Gubałówkę. Nie potrafię sobie przypomnieć, czy gdzieś wtedy weszliśmy. Chyba na Nosal. Na pewno chodziliśmy po Krupówkach i rodzice kupili te kożuchy, to pamiętam dokładnie! Tak wyglądał mój pierwszy raz w górach. 

- Pierwszy raz w górach, gdy połknęła Pani bakcyla, żeby wędrować coraz wyżej i wyżej, kiedy był?

- Proces fascynacji górami był u mnie etapowy, nie było zauroczenia ,,od pierwszego wejrzenia”. Najpierw z rodzicami. Pojechaliśmy również w Tatry w ósmej klasie podstawówki, do której chodziłam w Złotnikach Kujawskich. Była to wycieczka szkolna, czyli - tradycyjnie – pieszo nad  Morskie Oko, Dolina Chochołowska  i Kościeliska. Potem liceum, kolejne szlaki, Sudety, Góry Świętokrzyskie. Jak każdy. Zdjęcia z pieskami, z owczarkami.

- Nieraz może się trafić na Krupówkach nawet przebrany niedźwiedź...

- Tak, ale już wtedy zaczęłam zastanawiać się, dlaczego niektórzy turyści noszą specjalne plecaki i buty. Nigdy wcześniej takich nie widziałam. Nie miałam również pojęcia, że gdy idzie się wysoko w góry trzeba ubrać inną odzież. To mnie zainteresowało i już wtedy pomyślałam, jak przyjemne musi być spojrzenie z innej perspektywy, to znaczy ze szczytu w dół. 


- Gdy już założyła Pani rodzinę i urodziła się Marta, jak to się stało, że cała trójka - zgodnie - ruszyła na poważne szlaki?

- Jestem człowiekiem ciepłolubnym, chociaż aktywnym. Gdy jechaliśmy nad morze nie leżeliśmy plackiem, a dużo spacerowaliśmy, zjeździliśmy rowerami  Hel i Bornholm. Pasją do wysokich gór zaraził mnie mój mąż. Już w czasie studiów zdobył Orlą Perć, czyli najtrudniejszy i najbardziej niebezpieczny szlak w Tatrach i w całej Polsce. Oboje uznajemy kompromis, ale jeśli miał polegać na tym, że skoro on chce jechać do Zakopanego, a ja do Gdańska, to spotkamy się w Kutnie - żadne z nas nie mogło być zadowolone. Dlatego podzieliliśmy się wakacjami, jednego roku były jego, następnego moje. Ale zawsze razem, to nasz priorytet. Do tej pory nam się to udawało. 

Kiedy zaczęliście chodzić w wysokie góry? Z małym dzieckiem łatwo nie było.

- Marta weszła z nami na Śnieżkę, częściowo “na barana” na plecach taty,  gdy miała cztery lata! Na Rysy, pierwszy raz od słowackiej strony,  w III klasie podstawówki.

- Orlą Perć też razem zdobyliście?

- Tak, ale już, gdy byliśmy z mężem po czterdziestce. Nie od razu rzucił nas na głębokie wody. Zaczęliśmy zdobywać fragmenty Orlej Perci, czyli wchodziliśmy na nią albo od strony Murowańca, albo od Doliny Pięciu Stawów. Zdobyliśmy Świnicę, Kozi Wierch i powoli wszystko na Orlej Perci. Nie było łatwo. Góry są trudne, pogoda szybko się zmienia i trzeba mieć tego świadomość. Potem były inne polskie dwutysięczniki, Tatry słowackie i najwyższy szczyt Tatr- Gerlach. Wędrowaliśmy też w Dolomitach, po ferratach czyli tzw. żelaznych drogach. Tam zdobyliśmy nasz pierwszy trzytysięcznik. Byliśmy też w Alpach Sabaudzkich, gdzie wjechaliśmy kolejką na Aqille du Midi i… patrzyliśmy przez lornetkę jak sznureczek ludzi wędruje na alpejskie czterotysięczniki, na trasie na Mont Blanc. Wtedy zaczęliśmy marzyć.


- Podczas tych wędrówek dostrzegała Pani sytuacje, że ludzie zachowują się w górach niezbyt odpowiedzialnie, jakby nie byli świadomi niebezpieczeństw?

- Łatwiej jest mi mówić o mnie, choć oczywiście bywałam w górach świadkiem różnych sytuacji. Gdy schodziliśmy ze Świnicy, spotkaliśmy panią, która szła z mężem w uprzęży asekurowana przez niego linką. Zapytała nas czy warto tam wejść. Odpowiedzieliśmy, że jeśli się boi, powinna zawrócić. Wtedy usłyszeliśmy, że ona idzie, bo mąż tak chce. U nas tak nie jest, podejmujemy wspólne decyzje. Chyba, że czas się cofnąć - tu rozwaga męża dominuje.

- Czy z perspektywy czasu zdarzało się Pani oceniać, że można było inaczej przygotować się czy zachować się na szlaku?

- Jadąc w góry na kolejną wyprawę za każdym razem inaczej się ubieram, ponieważ dostrzegam mankamenty poprzedniego stroju. Wiem, jaki jest ważny. Przede wszystkim przeciwdeszczowa odzież, coś cieplejszego i wszystko jak najlżejsze, bo to trzeba nosić na plecach. Mam buty i odzież tylko w góry, inną na wyprawy wysokogórskie, gdzie zawsze jest lód i śnieg. Zabieramy wtedy również  kaski, raki i czekany. Ale nie tylko - zawsze zabieram też adrenalinę, ponieważ jestem uczulona na jad pszczeli. 

Wysokie góry to ryzyko, zagrożenie życia, w jakim celu je podejmujecie?

Każdy z nas ma inny cel podróży. Ja wchodzę mając konkretny szczyt na uwadze,  mąż  dla pięknych widoków, dla kontaktu z przyrodą. Dla Marty każda trasa musi być nowa, nie lubi wchodzić gdzieś, gdzie już była, nudzi ją to. I musi być odpowiednia wysokość!  Widzimy wielkość i tajemniczość świata. Lubimy ten wspólnie spędzony czas w górach. Oczywiście, zauważamy krzyże, które świadczą, że ktoś w tych miejscach zginął, jak na przykład w drodze na Rysy czy w Kuluarze Śmierci na trasie na Mont Blanc i wyżej. Jest to smutne, jak krzyże przy drogach.

Pamiętamy tragedię, gdy pewnej zimy zginęli licealiści w drodze na Rysy. Gdy wchodziliśmy kiedyś na ten szczyt natknęliśmy się na mszę świętą odprawianą  w obecności rodzin ofiar w rocznicę ich śmierci. To było przeżycie, które zostanie w nas na zawsze. Dlatego na przykład, gdy nagle w górach zmieni się pogoda i nam brakuje zaledwie 50 metrów do zdobycia szczytu, mąż mówi: "Dziewczyny, schodzimy". I nie ma dyskusji, schodzimy. 

- W jaki sposób przygotowywała się Pani do wyprawy na masyw Mont Blanc?

- Cały rok zastanawialiśmy się, czy latem idziemy. Ja cały czas uprawiałam intensywnie sport, codziennie, zresztą próbuję ruszać się od zawsze.  


- Wspomniała Pani, jak ważny jest strój i buty.

- Gdy podjęliśmy decyzję, że pójdziemy w wysokie Alpy, nasz przewodnik zażyczył sobie, byśmy mu przysłali zdjęcie butów, w których planujemy zdobywać alpejskie czterotysięczniki. Gdy zobaczył nasze obuwie, w którym zresztą chodziliśmy po Tatrach, Dolomitach powiedział kategoryczne: "nie". Przygotował listę rzeczy, które mieliśmy kupić: “oddychające” kurtki, bielizna, specjalne buty na lodowiec, czapki goreteksowe. Niektórym wydaje się, że to szpanerskie rzeczy, ale podczas wspinaczki są niezbędne. Liczy się ciepłota i waga ciuchów. Na górze ciąży każdy kilogram na plecach. Przewodnik zakazał, bym zabierała kosmetyczkę i suszarkę do włosów. Kobiece akcesoria nie są mile widziane, a wręcz zbędne. Udało mi się przemycić szampon i pastę do zębów. Włosy nie zawsze mogłam umyć, bo na przykład w schronisku Gouter pod Mont Blanc była zamarznięta woda. Spaliśmy tam we wszystkim, co tylko dało się na siebie ubrać, bo nie było ogrzewania. 

- Co zdobyliście w Alpach?

- Naszym celem były dwa czterotysięczniki: Gran Paradiso i zastanawialiśmy się czy Dome du Gouter nam wystarczy, czy jednak idziemy na Mont Blanc. Ustaliliśmy, że, jeżeli pogoda będzie sprzyjać, idziemy na szczyt Dome du Gouter: 4334 metry. A później, może jeszcze na Mont Blanc: 4810 metrów. Wszystko zależało od pogody, bo nie zamierzaliśmy ryzykować życiem. Czterotysięczniki w ogóle są szaleństwem! 

- To musiała być wyprawa mrożąca krew w żyłach.

Taka była. Ale, gdy szłam nie myślałam o sobie, a o Marcie i Andrzeju. Tym bardziej, że zdarzyła nam się stresująca sytuacja. Mąż zgubił polar - bardzo ciepły - tej nocy, gdy mieliśmy podjąć decyzję, czy idziemy dalej ze schroniska na Dome du Gouter. Skończyło się na szczęście happy endem, przewodnik pożyczył mu swój i mogliśmy iść wyżej, na 4334 metry. 

-4334 metry i nagle stop. Dlaczego?

-Niestety, przeszkodziły nam fatalne warunki atmosferyczne, bardzo silny wiatr i opady śniegu,  po prostu rozum się odezwał. Gdybyśmy zaryzykowali, to życiem. Tak jest w górach. Jednak weszliśmy ponad chmury, podziwialiśmy niesamowite widoki, zachód słońca... No i zrobiliśmy coś razem, bo Marta jest już dorosła i na takim etapie, że większość wakacji  spędza ze swoim towarzystwem lub pracuje. Udało się pobyć razem przez te 10 dni w Alpach. Zdobyliśmy  dwa czterotysięczniki. 
 -Już wiecie, jaki będzie Wasz następny szczyt?
Zawsze opowiadamy o wyprawach po ich zakończeniu. Marzenia są, pewnie. Może pięciotysięcznik?


  Wywiad przeprowadziła Agnieszka Domka-Rybka.
  Zdjęcia pochodzą z rodzinnego archiwum Pani Aliny Puc