środa, 28 stycznia 2015

Wywiad nr 4 - Makiety

Modelarstwem zajmuje się od czasów szkoły podstawowej. Zaczynał od drewnianej łódki, którą wystrugał razem z bratem. Dzisiaj buduje skomplikowane makiety, po których jeżdżą pociągi. Zapraszamy na wywiad z Panem Krzysztofem Winieckim, który przeprowadziłyśmy w grudniu 2014 roku.

Jak nazwać to, czy się Pan zajmuje w wolnym czasie?

Modelarstwem. Chodzi o to, żeby trochę się zrelaksować, wypełnić sobie czas. Modele z lat 80-tych posiadają stare silniki, więc trzeba włożyć nowe oraz cyfrowe dekodery. Technologia coraz bardziej się rozwija. My modelarze także z niej korzystamy. Makiety przeważnie robi się z pianki, gipsu, drewna. Pod spodem znajdują się kabelki, przekładnia, dekoder cyfrowy.

Jak zaczęła się Pańska przygoda właśnie z modelarstwem?
Przygoda zaczęła się już dawno. Pierwszy model jaki zrobiłem jeszcze w szkole podstawowej to był kawał drewna, z którego wyskrobaliśmy z bratem łódkę nożami, włożyliśmy do niej silniczek od samochodziku, śrubę i puszczaliśmy na stawie. Zaczęło się jeszcze w podstawówce, nie pamiętam dokładnie. Teraz ta pasja się odnowiła, bo mam więcej czasu, który mogę na to poświęcić. 

Wykonanie makiety jest bardzo czasochłonne? 
Tak, bardzo. Do mojej dużej makiety jeden wiadukt robiliśmy z synem przez cały weekend, potem ze dwa tygodnie to dopracowywaliśmy, oczywiście w wolnym czasie. Dużo czasu trzeba czekać na wyschnięcie, niestety. Mam dużo modeli, które przerabiam, zmieniam. W niektórych wagonach mam ludziki i oświetlenie. Inny wagon jest w stanie surowym, też można takie kupić. Nie ma tu nic, jest zupełnie pusty. Można dołożyć kondensatory, układy prostownicze, diody – wtedy świecą, mrugają. Można podmalować, porobić zacieki, żeby wyglądało bardziej realistycznie. 

Ile czasu zajęło zrobienie Panu pierwszej makiety?
Pierwszą makietę, taką większą, zacząłem robić ok.4 -5 lat temu (z przerwami). Właściwie poświęciliśmy jej cały wolny czas . Czasem po prostu wpadnie coś nowego, jakiś pomysł, żeby coś zmienić. Właśnie niedawno znalazłem bardzo dobry sposób na zrobienie wody. Okazało się, że jest to bardzo łatwe i jest świetny efekt. Trzeba zrobić niebieskie tło, pomalować jakąś farbą. Kiedy się wyleje na to klej vicol, jest on biały, ale jak wyschnie robi się bezbarwny. Wtedy spod spodu przebija niebieskie tło i efekt jest świetny. Bardzo dużo czasu zajmuje schnięcie kleju, dlatego trzeba mieć wiele cierpliwości i po prostu poczekać. 

Czyli nie kupuje Pan żadnej sztucznej wody?
Nie, próbowałem z wodą szklaną, ale po wyschnięciu jest ona biała, brudzi się i wówczas wygląda to nieładnie. Najlepiej zrobić to vicolem, powstaje idealna woda. Mankamentem jest to, że długo schnie.

Dlaczego akurat pociągi?
Bo naprawiam samochody, cały dzień przy nich spędzam. Zawsze chciałem zostać maszynistą, jakoś nie wyszło. I chyba to dlatego wzięła się pasja właśnie do pociągów. Wydaje mi się, że jeśli ktoś chciał i planował kimś zostać i to nie wyszło, to później jakoś to przekłada na swoją pasję. 

Jaki jest Pana ulubiony model pociągu?
Jest to EU07, najpopularniejsza lokomotywa PKP z dawniejszych czasów, czasów mojej młodości. Mam ją miesiąc czasu. Ciężko było ją dostać, ale chciałem ją mieć. To są modele, które w Polsce są wypuszczane zaledwie w ilości ok. 200 sztuk, bardzo rzadkie.

Gdzie się kupuje takie modele?
Na stronach internetowych. Ich emisje nie są wznawiane. Są wypuszczane raz, a potem już więcej nie. Trzeba szukać. Musiałem zapisać się na targach modelarskich w Poznaniu i dzięki temu ją mam. Było ciężko, bo długa kolejka chętnych, ale się udało. 

Dużo kosztuje taki model?
Dużo, dużo. Dla takiego modelarza to dużo. Powiedzmy, że z dekoderem to prawie taka wypłata. Takie modele też można robić ręcznie. Podstawę bierze się z modelu oryginalnego, na bazie modeli niemieckich wycina się elementy, dopasowuje się, przerabia, klei się żywicą. Taki model to ręczna robota. Chodzi o to, żeby coś zrobić samemu, wymyślić, zbudować. Puścić i cieszyć się, że to jest i działa. Na targach modelarskich w Poznaniu biorą udział całe pokolenia pasjonatów: dziadkowie, dzieci i wnuki należą do klubów. Budują całe moduły. Trzeba zbudować jak najdłuższe tory. Jest wyznaczona norma, że końcówki torów muszą być równe, tak, aby można było je połączyć z torami innych modelarzy. Środek to inwencja własna, wszystko dozwolone. Tylko na wystawę ciężko jest zabrać wszystko, więc robi się po 2-3 moduły, żeby można było zapakować to do auta i pojechać pokazać innym. Ja jeszcze nie prezentowałem się na wystawie, bo mam wszystko „w proszku”, nie wszystko jest skończone. Myślę, że w przyszłym roku na wiosnę wybiorę się tam z ramienia klubu modelarzy z Bydgoszczy, do którego należę od 3 lat. Mamy stronę internetową, są tam głównie ludzie w wieku okołoemerytalnym, bo mają więcej czasu. Bo on tu gra wielką rolę. 

Czy rodzina podziela Pana pasje?
Tak. Jak robimy zdjęcia to moje córeczki do nich pozują i malują makietę razem ze mną.  Na szczęście nikt nie ma do mnie pretensji, chociaż jak się zaszyję u siebie, u góry … Na wszystko się zgodzę, żeby tylko dali mi tu spokojnie popracować (śmiech). To jest taka odskocznia od codzienności. Ostatnio dużo czytam o mojej pasji na forach. Można tam znaleźć dużo ciekawych podpowiedzi, w jaki sposób robić makiety. O robieniu wody z kleju wiem właśnie z forum internetowego. Ktoś kiedyś spróbował, udało mu się i podzielił się tą wiedzą z innymi.

Czy rodzina pomaga Panu w robieniu makiety?
Zazwyczaj robię je z synem. Do wykonania makiety czasami trzeba wykonać projekt w komputerze.  Ja nie bardzo sobie z tym radzę, więc chętnie korzystam z jego pomocy. 
Czy to co Pan robi to Pana własne pomysły czy szuka Pan inspiracji?
Szlak kolejowy po prostu rodzi się w głowie. Robię coś, coś mi wpadnie do głowy, spojrzę na zdjęcie. Wszystko idzie na bieżąco. Swoje makiety wykonuje z pamięci, nie robię do tego rysunków. Jeżeli coś mi się nie spodoba po prostu robię to jeszcze raz. Są elementy makiety, które przerabiałem nawet trzykrotnie. 

W naszym projekcie będziemy robić makietę Gminy Złotniki Kujawskie. Czy mógłby Pan dać nam kilka wskazówek jak zacząć?
Przede wszystkim musicie zacząć od zrobienia zdjęć, żeby wasz projekt był realistyczny, zgodny z rzeczywistością. Pamiętajcie też o zachowaniu odpowiednich proporcji budynków i przedstawianych miejsc. Nie dacie rady przedstawić na makiecie całej gminy. Musicie wybrać najważniejsze miejsca i budynki.  Na pewno nie będzie wam łatwo. Moje makiety nie przedstawiają rzeczywistości i są tylko moim wyobrażeniem i dlatego skala nie musi być aż tak dokładna. To jest dla mnie. Jeżeli będziecie robić konkretne obiekty, budynki to warto wykorzystać okleinę meblową, można z niej zrobić drewniane budynki, płoty, bo dobrze imituje deski. Wygląda to wtedy bardziej realistycznie. Plastikowe odlewy, które też czasami wykorzystuję, to już nie jest to, nie ten efekt.

Czy te domki robił Pan sam?
Nie, kupiłem je  w częściach i sam skleiłem. Czeka na mnie jeszcze do sklejenia duży dworzec kolejowy, ale potrzeba na to sporo czasu, a ja mam inne rzeczy do skończenia. 

W sekcji technicznej nie możemy dojść do porozumienia z czego maja zostać wykonane budynki i cała makieta. Część osób chciałaby je zrobić sama i część kupić gotowe, a budżet mamy ograniczony. Co Pan radzi? 
Materiały wykorzystywanie przeze mnie do budowy makiet pochodzą głównie z odzysku. Drewno pochodzi ze skrzyń. Używam też zapałek, zwykłego papieru ksero, okleiny meblowej i oczywiście kleju, gipsu. Potrzebne też są śruby. Staram się zdobyć również odpady ze stolarni, dzięki czemu oszczędzam pieniądze. Na aukcjach internetowych kupuję piasek i różnego rodzaju kamienie, przyklejam to klejem do zwykłego papieru ksero, na którym jest wydrukowany kształt. Nawet jak się zniszczy jakaś kartka, łatwo i szybko można to odtworzyć. Moduły mojej makiety to sklejka, która normalnie zostałaby spalona. To dużo pracy, bo trzeba poskładać, ale nie wydaje się wtedy pieniędzy. Można wykorzystać korę, którą się maluje. 

 Na co należy zwrócić szczególną uwagę podczas robienia makiety?
Tak jak wspominałem wcześniej, na skalowanie i zdjęcia. Zwróćcie szczególną uwagę na drobiazgi wyróżniające dany budynek i miejsce. Ludzie przywiązują wagę do szczegółów. Lepiej wykonać mniej budynków, ale zrobić to bardzo dokładnie. Starajcie się dodać również elementy dodatkowe np. zwierzęta, ludzi.  Wtedy ludzie skupiają uwagę na nich, a nie na ewentualnych niedoskonałościach. 

A jak zrobić trawę?
Robi się zielony podkład, pod to trochę brązowego i maluje się vicolem. Potem sieje się trawą tzw. sadzarką, która kosztuje ponad 100 zł. Ale można zrobić sadzarkę do trawy w bardzo łatwy sposób. Sitko za 4 zł, plus łapka na komary czyli taka paletka, która prądem zabija komary. Kupiłem ją na allegro, za ok. 18 zł. Kupuje się trawę, takie igiełki. Maluje się podkład vicolem i naelektryzowaną packa z sitkiem „sadzi” się nasiona trawy. One wnikają w klej, sterczą z niego. I to cała magia elektro-sadzarki. Wystarczyło jakieś 30 zł. 

A krzaczki z czego Pan robi?
Drzewka można kupić oryginalne, ale jest też sposób, żeby je zrobić. Wykorzystuje się drut, wygina się go, smaruje vicolem i okleja paskami papieru toaletowego. Trzeba to  zrobić nierówno, żeby imitowało korę. Malujemy na brązowo, biało, zielono. Żeby zrobić liście trzeba kupić specjalną siatkę z listowiem, kosztuje ok. 35 zł. Wycina się fragmenty centymetr x centymetr, rozciąga się i takich drzewek z takiego kupionego kawałka można zrobić nawet 100. Można zrobić też listki ze zwykłej gąbki do mycia utartej na tarce.

To wszystko będzie nam bardzo przydatne przy robieniu makiety. A jak mamy zrobić domki, budynki?
Z kartonu robi się szkielet. Jak ktoś jest dobrym grafikiem, to wstawia taki budynek i potem nakleja się na to elementy. Tylko tu potrzebny byłby ktoś, kto zrobi wzór w komputerze. Wycina się okienka, okleja się zapałkami. Mur można zrobić na ksero, nadrukować cegłę, posmarować gipsem. Nie sztuką jest kupić gotowe i zrobić. Sztuką jest zrobić samemu. 

A tory?
Można zrobić z zapałek, bo kiedyś podkłady były drewniane. Można pomalować odpowiednim kolorem, przykleić. Ja akurat tory kupiłem gotowe. 

Czy będziemy mogli liczyć na Pana pomoc przy przygotowaniu naszej makiety?
Oczywiście , w wolnym czasie , w miarę możliwości służę rada i pomocą. 

Jesteśmy zachwycone Pana pasją i jej efektami. Dziękujemy bardzo  za spotkanie i wywiad. Liczymy na dalszą  współpracę.  


Wywiad przeprowadziły Magda, Agata i Weronika

wtorek, 27 stycznia 2015

Co czeka nas w lutym?

No i jesteśmy prawie na półmetku realizacji "Pasji, bzików...". Ale zanim to nastąpi czeka nas wiele ciekawych wydarzeń, a w związku z tym, że w połowie lutego zaczynają się ferie zimowe będzie pewna kumulacja!  
Zaplanowano: 

  • 2 godziny spotkań sekcji dziennikarsko-medialnej,
  • 2 godziny spotkań sekcji ds. promocji i reklamy,
  • 2 godziny spotkań sekcji młodego technika,
  • Wyjazd na koncert (inspirowany spotkaniem z pasjonatem),
  • Fest 2 (liczymy, że już w nowym pomieszczeniu).


Kolejny wywiad

Już jutro (środa, 28 stycznia) ekipa dziennikarska przeprowadzi kolejny wywiad. Tym razem na rozmowę z nami zgodziła się Pani Iwona Szczepańska, kierownik artystyczny zespołu śpiewaczego "Złotniczanki" i śpiewaczka chóru "Pro Arte" z Inowrocławia. Początek spotkania o godzinie 15.00.

czwartek, 15 stycznia 2015

W nowym roku...

Co u dziennikarzy?
Grudniowy wywiad z Panem Winieckim już zapisany, wkrótce oddamy go do autoryzacji. Mamy nadzieję, że jeszcze w styczniu pojawi się na blogu. Tymczasem przygotowujemy się do kolejnego spotkania. Tym razem o pasjach rozmawiać będziemy z Panią Iwoną Szczepańską, kierownikiem artystycznym zespołu śpiewaczego "Złotniczanki".

A co u techników? 
Dziś na spotkaniu projektowym dokonywaliśmy wyboru mebli. Było bardzo ciężko, bo wszystkie mebelki w katalogach były bardzo ładne. W oko wpadła nam bardzo ładna szafa i długi stół z wieloma krzesłami. Te piękne meble będą już niedługo w naszym pomieszczeniu. Podobnie jak nowa wykładzina.
Magda B.



czwartek, 8 stycznia 2015

Kacper i jego przygoda z karate kyokushin

Kacper Glanc, absolwent naszego gimnazjum, rocznik 2011, tegoroczny maturzysta, pasjonat karate Kyokushin.

Trenuje już siódmy rok. Kiedyś na mistrzostwach musiał walczyć z chłopakiem o posturze Władimira Kliczko. W następnej rundzie … z jego bratem. Niemal po każdej walce ma jakąś kontuzję. Po jednej z nich okazało się, że ma połamane kości śródręcza. Mama nie ogląda jego walk, bo…  się po prostu boi.  A on, mimo że kocha ten sport, nikogo nie będzie do niego zachęcał. Dlaczego?




-Jest wiele różnych odmian sztuk walki. Dlaczego akurat karate?         
Dlaczego karate? Od dziecka chciałem trenować sztuki walki, ale nigdy  nie mogłem się zebrać, żeby iść, zapisać się i zacząć trenować. W pewnym momencie jednak z moim tatą doszliśmy do wniosku, że już nadszedł ten czas, żeby zacząć działać w tym kierunku. Pewnego dnia pojechaliśmy do Bydgoszczy i zapisałem się na treningi. Szukałem w Internecie wiadomości, filmików  na temat walk  i najbardziej spodobało mi się karate, a dokładnie jest to karate Kyokushin.

-Jak długo już  trwa twoja pasja?
Już 6 lat, teraz leci siódmy rok. 

-Długo zajmuje nauka samych podstaw tej sztuki walki? 
Tak, tak, bardzo długo.

-Uczęszczasz do szkoły lub klubu? 
Aktualnie trenuję w bydgoskiej szkole karate Kyokushin.  Zaczynałem u trenera Talarka (w Bydgoszczy). Następnie  zacząłem trenować w Białych Błotach (za Bydgoszczą). Tam pod okiem mojego trenera Mariusza Rudzińskiego trenowałem bardzo długo i teraz już od nowego sezonu (od września) wróciłem do bydgoskiej szkoły karate, gdzie pod okiem trenera kadry narodowej staję się powoli instruktorem.

-Mógłbyś nam opisać swój trening oraz strój ?
Zacznijmy od stroju. Jest to tak zwane karategi. Niektóre sztuki walki mają w tradycji to, że nie trenuje się w takich strojach, jak na w-f ćwiczy: krótkie spodenki itd. Nasz strój może być biały lub czarny. Odnośnie treningu, jeśli jest okres startowy i chce się coś zdziałać w tym kierunku,  to trzeba solidnie popracować.

-Jak często się odbywają treningi? 
Najczęściej to dwa razy w tygodniu lecz jeśli ktoś naprawdę kocha trenować (choć nie polecam),  to można i 4 razy w tygodniu jeździć na trening. Niekiedy, w sobotę, dojeżdżam na zajęcia do Torunia, żeby zajmować jakieś miejsca. Jeśli chce się osiągać jakieś większe sukcesy, to nie można trenować 2 razy w tygodniu, trzeba także samemu poświęcać na to więcej czasu.

-Ciężko jest połączyć naukę  w szkole z treningami?
Tak, jest bardzo ciężko, ale są ludzie, którzy sobie z tym radzą. Ja się przyznam, że trudno było… Bardzo się starałem, ale były momenty, w których było mi naprawdę ciężko. Łączenie nauki w liceum ze sportem i intensywnymi treningami nie było łatwe. 

-Z których osiągnięć jesteś najbardziej zadowolony?
Dla mnie bardzo ważne były osiągnięcia, gdy jeszcze startowałem  jako junior . Zdobyłem III  miejsce na Mistrzostwach Europy we Wrocławiu. To było moje pierwsze takie osiągnięcie i to właśnie spowodowało, że jeszcze bardziej zakochałem się w tym sporcie. Zmotywowało mnie to też do dalszej pracy. Dane mi też było wałczyć poza krajem, np. w Austrii.

-Jaki jest najwyższy stopień w karate?
Czarny pas. Jest to tak zwany stopień mistrzowski, pierwszy dan.

-A jaki ty pas posiadasz?
Aktualnie jestem posiadaczem pasa brązowego. Jest to stopień przed czarnym. Co roku są 2 egzaminy, które można zdawać  u trenera kadry narodowej, Artura Wilento, w Toruniu. Jest też organizowany obóz letni w Tucholi i tam także można podchodzić do egzaminu. Stopień mistrzowski to jest już naprawdę wysoki stopień. Jeśli zdobędziesz już czarny pas, to po tym są złote belki ( 1, 2, 3, 4, do 9 ,10 stopnia dana). Artur Wilento ma 4 dan, takie stopnie zdaje się już w Japonii, ale do 3 dana można zdawać jeszcze w Polsce. 

-Jak wygląda taki egzamin?
Egzamin jest bardzo trudny. Sprawdza twoją wytrzymałość, siłę, techniki, a co najważniejsze twój hart ducha, siłę woli i walki. Męczą psychicznie oraz fizycznie, chodzi o to, żeby przetrwać ten egzamin. Potem wszystko zależy od egzaminatorów, czy nagrodzą cię nowym stopniem czy też nie. 

-Jak zdobywa się pasy?
Może powiem po kolei. Zaczyna się od koloru białego - pierwsi adepci mają biały pas. Potem zależy, czy ktoś jest juniorem czy seniorem (juniorzy do 18 roku życia). Po egzaminie jest pomarańczowy pas (potem można zbierać belki czerwone, które są dwie). Następnie  naszywamy belkę w kolorze następnego pasa, jest egzamin i następny  pas. Juniorska droga jest ciężka z powodu naprawdę wielu egzaminów. Żeby zajść wysoko w tym stopniu, trzeba zdawać dużo egzaminów. Jednak z drugiej strony są one łatwiejsze, ponieważ u dzieci bardziej zwraca się uwagę  na dyscyplinę, w jaki sposób się zachowują. Senior zaś ma tylko pas, potem jedną belkę w kolorze następnego pasa i  kolejny pas. Przebiega to o wiele szybciej. Egzaminy są jednak dziesięć razy trudniejsze. Po pomarańczowym pasie jest niebieski, żółty, zielony, brązowy i oczywiście, ten na który każdy czeka, czyli pas czarny.

-A co ze wzrostem, odgrywa on jakąś ważną rolę?
Myślę, że wzrost nie ma żadnego znaczenia.  Zawody dzielą się na kategorie wagowe. Wzrostu nie bierze się pod uwagę. Wychodzisz mając 160 cm, no i niestety, przychodzi walczyć z kimś wysokim. Waga tu też jest ważna, ale w swojej kategorii, na przykład 60 -70 kg, można trafić na jakiegoś, że tak powiem dryblasa, no i trzeba walczyć.

-Czy Twoje umiejętności  przydały ci się kiedyś w codziennym życiu ?
Jeszcze mi się nie zdarzyło, na szczęście, wykorzystać  tych umiejętności. Oczywiście zdarzały się w tym złym świecie takie sytuacje, ale zawsze rozwiązywałem je w sposób dyplomatyczny. Treningi wzmocniły mnie także psychicznie, jestem bardziej odporny  na różne sytuacje stresowe, czuję się mocniejszy.

-To prawda że można zahartować dłonie przez wbijanie  je w pojemnik z ryżem?
Tak, w sztukach walki jest coś takiego, jako utwardzanie kości. Na zawodach walczy się w dwóch meczach. Juniorzy walcząc, mają np. kaski, ale przychodzi taki czas (dla mnie taki przyszedł), że walczy się bez osłon. Przychodzi więc ten etap, gdzie trzeba wzmocnić wytrzymałość swoich dłoni, kości. Walcząc przez 2 minuty, czuć uderzenia gołą pięścią, to jest zupełnie coś innego. Wzmacnia się przez na przykład uderzanie w worki z piaskiem,  twarde deski (makiwary),  które są przyczepione  do ściany. Trzeba  tak latami ćwiczyć.

-Często ci się zdarzają różnego rodzaju kontuzje?
Praktycznie po każdej walce zawsze jakaś jest.  Nie zdarzyło mi się, że skończyłem walkę nie odnosząc żadnej kontuzji. 

-Miałeś coś kiedyś złamane?
W czasie walki doznałem urazu i dopiero po walce dowiedziałem się, że jest prawdopodobieństwo złamania. Okazało się, że jest to złamanie prawego śródręcza. 

-Po jakim  czasie wróciłeś do treningów? 
Niech pomyślę, miesiąc, dwa. To była moja największa kontuzja (powybijane palce, pobijany piszczel). Niestety miałem problem po ściągnięciu gipsu, ponieważ miałem przykurczone  palce i przez długi czas nie mogłem ich normalnie wyprostować. 

-W szkole są lekarze, którzy w razie urazu mogą udzielić pomocy? 
Trenerzy, instruktorzy są przeszkoleni na kursie pierwszej pomocy. 

-Często widzimy, jak mężczyźni w filmach rozbijają deski i cegły za pomocą jednego ciosu. W rzeczywistości łatwo jest to zrobić, czy jest to możliwe?
Ludzie w rozmowach o sztukach walki zawsze widzą jakiś film przed oczami np. ,,Wejście smoka”. Ludzie go pamiętają, bo był to kultowy film. Wszystkie sztuki walki porównują do niego i nie znając się,  komentują. W filmach wszystko jest podkładane. Nie jest tak łatwo kopnąć kogoś z kopnięcia obrotowego w twarz. 

-Udało ci się już połamać jakieś deski?
Powoli zaczynam, ponieważ chcę zdawać na stopnie mistrzowskie, a już zbliża się czas, że będzie trzeba podejść do egzaminu, gdzie jest to wymagane. Trzeba dużo trenować, np. wcześniej wspomniane utwardzanie. 

-Ile zostało ci czasu do przygotowania się na ten egzamin?
Mam jeszcze jeden egzamin, żeby zdać na czarną belkę. Wtedy właśnie będę miał możliwość zdawania na stopień mistrzowski. Sądzę, że jeszcze 2-3 lata.


-A co jeśli chodzi o dietę- czy jakąś stosujesz?
Tak, na dietę w sporcie obecnie zwraca się szczególną uwagę. Mówią, że to jest 90% sukcesu, a 10% to reszta (motoryczność, przygotowanie). Jest bardzo ciężko, bo nie każdy lubi warzywa itp. Jeśli chce się naprawdę coś osiągnąć, to trzeba dużo wyrzeczeń. Trzeba dostarczać dużo białka (jest głównym budulcem mięśnia). W sztukach walki ważne jest dostarczanie energii, oczywiście w odpowiednich dawkach. Nie można przyjść na trening ,,obżartym’’. Jeśli nie ma okresu startowego, to można sobie na więcej pozwolić. 

-A tobie ciężko było z taką dietą?
Podczas przygotowań do Mistrzostw Europy we Wrocławiu miałem bardzo ciężkie treningi i musiałem schudnąć. Miałem wtedy do zrzucenia z 4-5 kg, a tłuszczu w organizmie brak i mięśnie mi się spalały, było to trudne. Musiałem wtedy jeść kurczaki, warzywa i ryby na parze, nie mogłem spożywać nic smażonego. 

-Jak sobie radzisz ze stresem na egzaminach/zawodach?
Stres jest zawsze. Ćwiczy się 20, czy 30 lat, to i tak zawsze jest. Nie znam osoby, która by się nie stresowała, mimo że wielu zawodników to ukrywa. 

-Jakie masz myśli podczas takie walki?
Gdy walka się zaczyna, po prostu walczysz. Jesteśmy właśnie w ten sposób szkoleni. Musimy robić swoje. Trzeba się bardzo skoncentrować, żeby myśleć w jaki sposób można podstępnie wygrać.

-Jaką walkę wspominasz najbardziej?
Byłem kiedyś na Mistrzostwach Polski Regionu Północnego w Świnoujściu i w finałowej walce walczyłem z chłopakiem z Gdańska. Walka trwa 2 min. Następnie są dogrywki, które trwają po 1min. Jeśli jeszcze nie ma rozstrzygnięcia (co bardzo rzadko się zdarza), bierze się pod uwagę wagę zawodników. Jeśli waga pokaże różnicę np. 3kg, to wygrywa ten, który jest lżejszy. Niestety wtedy jeszcze tego nie było, więc odbyła się kolejna dogrywka. Wtedy właśnie stoczyłem najdłuższą walkę w życiu. Mój przeciwnik był bardzo dobrze przygotowany kondycyjnie. Wspominam ją do dzisiaj, jako nie tylko najdłuższą, ale i najtrudniejszą. 

-Zrobiłeś komuś kiedyś krzywdę podczas walki?
Tak, raz zdarzyło mi się. Niestety, to jest walka. Musimy brać pod uwagę konsekwencje. Kopnąłem mojego przeciwnika w kolano, miał naderwane więzadło i uznano to za nokaut. 

-Zdarzyło ci się kiedyś walczyć z ,,wielkim’’ przeciwnikiem?

Kiedyś na Mistrzostwach Polski w Nowej Rudzie walczyłem pierwszą walkę eliminacyjną z chłopakiem o posturze podobnej do jednego z braci Kliczko. Zmieścił się idealnie w tej samej wadze, co ja . Wygrałem z nim, była to bardzo ciężka walka, ponieważ był o wiele wyższy ode mnie. Kiedy kazano mi wyjść do kolejnej walki, walczyłem z jego bratem, który był takiej samej budowy. Wygrałem wtedy w obu walkach. Niestety, trzeciej walki nie udało mi się już wygrać. 

-Rodzice podzielają twoją pasję?
Oczywiście, bardzo, właściwie to wszystko dzięki nim. Od początku mnie wspierali. Ojciec wiedział, że zawsze chciałem trenować. Mama boi się, jak to mama. Zawsze jest przerażona. Była ze mną jedynie na dwóch walkach, tych ważniejszych. Na inne nie jeździ, bo się po prostu boi.

-W jaki sposób byś zachęcił młodzież do sztuk walki?
Nie będę zachęcał. Trzeba przyjść, zobaczyć, poczuć. Nie da się kogoś namówić. Trzeba poczuć, czy to cię pociąga, czy nie.

-Jaka byłaby twoje reakcja, gdybyś dowidział się, że poniosłeś naprawdę ciężką kontuzję i nie możesz wrócić do tego sportu?
Jestem jeszcze w takim wieku, że mogę startować w zawodach. Jeśli jednak coś by się stało, nie daj Boże, to naprawdę byłbym załamany. Kocham ten sport i potrzebuję go. Może to być dla kogoś dziwne, ale jeśli ma się pasję tak naprawdę, to nie można  po prostu bez niej żyć. Jestem jeszcze w takim wieku, że naprawdę chcę walczyć.

-Masz jakieś plany związane z tym na przyszłość?
Zostałem wysłany na kurs instruktorski i w weekendy dojeżdżam do Torunia. Zbliżam się już ku końcowi. Powoli zaczynam też uczyć młodzież w Bydgoszczy. Być może po skończeniu szkolenia już będę normalnie uczył innych.

-Zdarzyło ci się walczyć na treningu z dziewczyną?
Dobrzy trenerzy każą dziewczynom trenować z chłopakami, ponieważ jest dwa razy ciężej. Widać, że dziewczyny bardzo szybko potem osiągają sukcesy. Na treningach - oczywiście, że tak.

-Powstrzymujesz się jakoś wtedy, czy normalnie walczysz?
Szczerze? Tak, powstrzymuję się, bo jest to jakaś blokada. Jednak jeśli dziewczyny się zajmują się tym sportem na poważnie, to idzie im szybko. Są bardzo dobrze wyszkolone. Współczuję chłopakom, którzy zaszli im za skórę. Odczułem to na własnej skórze, bo na treningach są bardzo zawzięte. 

Bardzo dziękujemy za interesujący wywiad.


Wszystkie zdjęcia w tym poście pochodzą z prywatnego archiwum Kacpra. Dziękujemy za udostępnienie.
Opracowanie wywiadu: Weronika i Julia.

środa, 7 stycznia 2015

Pierwszy FEST!

3 grudnia odbył się fest, na którym spotkały się wszyscy uczestnicy projektu. Na początku zjedliśmy pizzę, a następnie sekcje podzieliły się swoimi  dokonaniami i osiągnięciami. Zaczęła grupa techniczna, która jest na dobrej drodze do skończenia remontu pomieszczenia projektowego i gromadzi materiały do makiety. Następnie grupa do spraw promocji i reklamy zaprezentowała  nam koszulki z logo projektu. Na samym końcu sekcja dziennikarska pochwaliła się swoją pracą nad wywiadami - zrealizowane i opublikowane na blogu są już 2 wywiady, za kilka dni jesteśmy umówieni na kolejny.
Julka

Spotkanie z Panem Arturem Łęgą

W listopadzie naszą grupę projektową odwiedził
 Pan Artur Łęga - koordynator programu Równać Szanse. 
W krótkiej rozmowie przekazał nam wiele ciekawych informacji oraz utwierdził w przekonaniu, że w "Pasjach, bzikach..." mamy być jak najbardziej samodzielni.