środa, 6 maja 2015

W świecie felinologii...


Ragdoll, colorprint, felinologia i felinoterapia... To słowa, które wielu z nas niewiele mówią. Ale jest osoba, dla której ta terminologia jest dobrze znana, bo wiąże się z Jej pasją. Dziś w świat kotów zabrała nas Pani Mariola Milkowska, która opowiedziała o swojej hodowli.  Zapraszamy na wywiad.

Skąd zainteresowanie kotami?
Zwierzętami interesowałam się od dziecka. Sama kiedyś  nie mogłam mieć ich w domu, dlatego teraz, kiedy mam swój dom i takie możliwości, hoduję je. 

Dlaczego akurat koty?
Na moje możliwości  fizyczne zajmowanie się kotami to lżejsze zajęcie od hodowli psów, którymi zajmowałam się wcześniej, lecz chyba bardziej stresujące.

Od kiedy zajmuje się Pani hodowlą kotów?
Od 7 lat. 

Ile kotów już Pani posiada?
24 – jako stado podstawowe, hodowlane. 

Są to koty określonej rasy, czy mieszańce?
Tak, są to dwie rasy. Te najspokojniejsze ze wszystkich ras, które są obecnie w świecie felinologii, czyli rasy: ragdoll (inaczej ,,szmaciane lalki’’) i brytyjskie niebieskie.

Czy zapamiętuje Pani imiona wszystkich kotów mimo takiej liczby?
Tak, nie ma żadnego problemu. Niektóre koty mają nawet po dwa lub trzy imiona. 

Kiedy nabyła Pani swojego pierwszego kota? Jakie wydarzenia towarzyszyły temu?
Był to oczywiście zakup przemyślany, zaplanowany. Miał to być prezent dla mojej córki (stąd nazwa hodowli ,,Zuzolandia’’). Planowałam kupić kota brytyjskiego. Niestety akurat w tym czasie nigdzie nie było kota, który by mi odpowiadał i spełniał moje oczekiwania. Nie była to kwestia ceny, chodziło o pochodzenie, rodowód. Zależało mi na bardzo dobrym kocie. Kupiliśmy więc pierwszą koteczkę ragdollkę colorpoint (Ingrin). Nie  ukrywam, że jechaliśmy po nią przez pół Polski, ponieważ chcieliśmy mieć akurat tę, żadną inną. Ta podróż kosztowała nas wiele wysiłku, a warunki pogodowe były także niesprzyjające. 

Jak wygląda codzienna pielęgnacja kotów?
Na pewno jest to ciężka praca. Należy do tego codzienne czyszczenie kuwet (mało przyjemne zajęcie), karmienie. Każdego kota należy wziąć co najmniej kilka razy na ręce, obejrzeć go (bo koty nie okazują w jawny sposób tego, że coś im dolega). Czesanie, czyszczenie uszu i obcinanie paznokci należy do rzadszych obowiązków (raz w tygodniu lub raz w ciągu dwóch tygodni). 

Pani koty mają specjalne pomieszczenia?
Tak, mają swoje pokoje, których jest ogólnie 7. Ewentualnie kotki ciężarne do momentu porodu przychodzą do naszych pokoi, salonu itd. 

Ma Pani swojego ulubionego kota? 
Tak, mam kilka takich kotów. Jest to właśnie nasza pierwsza kotka oraz kocury. Są bardzo kochane, miłe i ciągle zabiegają o miłość.

Jak przeżywa Pani rozstanie z każdym kotem?
Na początku oczywiście ciężko. Jest to kwestia przyzwyczajenia i nastawienia, że każdy kot odejdzie z naszego domu. Mając poczucie, że nie będzie jednym z wielu w naszym domu, tylko oczkiem w głowie nowego właściciela łatwiej mi przez to przejść. Jest to też kwestia zaufania do ludzi. Osoba musi zrobić dobre wrażenie i wzbudzić we mnie zaufanie, żebym mogła oddać mu naszego kota. Niestety miałam już ok. trzech takich sytuacji, kiedy osoba musiała opuścić mój dom i nie dostała kota. 

Jakie czynniki są ważne w rozwijaniu tego typu pasji?
Po pierwsze trzeba kochać zwierzęta i mieć dla nich czas. Osoba chcąca mieć hodowlę musi mieć dużo miejsca i pomieszczeń, aby koty miały odpowiednie warunki. Powinno być to jasne, ciepłe i oczywiście niezawilgocone miejsce. Nie może być to żaden pawilon, albo klatki. To się mija z celem. Kontakt z tymi zwierzętami jest bardzo ważny. 

Jakie osiągnięcia mają Pani koty na wystawach?
Wygrywamy całe wystawy, czyli ,,Best of the Best’’ i zdobywamy pierwsze miejsca. Nie zdarzyło mi się chyba nigdy, żebym wróciła bez nagrody. Drugie miejsca nigdy jakoś mnie nie satysfakcjonowały. 

Jak się Pani przygotowuje do wystawy?
Praca na bieżąco. Wyczesywanie, opieka, obecność z kotem. Moje koty nie boją się brania na ręce itp. Mają dużo miłości i czułości (tego właśnie im potrzeba). Wówczas są one bardzo ufne. Zawsze przy kupnie kotów interesował mnie rodowód i śledziłam pokoleniowo rodziców, dziadków, czy odnosili sukcesy. Wtedy jest duże prawdopodobieństwo, że taki kot będzie wygrywał wystawy. 

A odbieranie porodów jest czasochłonne i męczące?
Nie ma o czym mówić. Jest to czasochłonne i towarzyszą temu ogromne emocje. Czasami zdarzają się dramatyczne sytuacje. Wiadomo, mogą się zdarzyć jakieś komplikacje i trzeba podejmować szybkie decyzje, które decydują o dalszych losach kociątek i cierpieniu kotki związanym z akcja porodową. Nie sprawia mi to żadnego problemu jako osobie, która ukończyła liceum medyczne i pracowała kiedyś na oddziale położniczym. Oczywiście odbywa się to w całkiem sterylnych i odpowiednich warunkach i z jak najmniejszym obciążeniem dla rodzącej koteczki.

Na jaką skalę sprzedaje Pani swoje koty?
Wszędzie. Sprzedajemy praktycznie na cały świat. Najdalej koteczka poleciała samolotem do Arabii Saudyjskiej. A tak to do Ameryki, Holandii, Niemiec. Oczywiście potrzebny jest wtedy pośrednik, tłumacz, ponieważ jest problem z barierą językową. 

Czy posiada Pani jeszcze jakieś inne zwierzęta poza kotami?
Tak, mamy psy, rybki. 

Czy reszta rodziny podziela Pani pasję?
Tak, na szczęście wszyscy. Bez ich pomocy to by nie miało żadnego sensu. Przynajmniej ja sama nie poradziłabym sobie z tym wszystkim. Ważne jest to, żeby lubić zwierzęta. 

Bardzo dziękujemy za rozmowę.

Rozmowę przeprowadziły Magda i Weronika, transkrypcja - Weronika.

1 komentarz: